sobota, 28 lipca 2018

Młody człowiek i morze


Po co mu morze
W błękitnym kolorze
Gdy ujrzeć Ciebie
Dzisiaj nie może?

Zdjęcie powyżej przedstawia mnie, a w tle widzimy krajobraz wieczornego morza. Wiersz krótki i może banalny, ale napisany z myślą o ważnej dla mnie osobie. Podobnych wierszy możecie spodziewać się więcej, ponieważ jakiś czas je chomikowałem, ale chyba jestem gotowy się nimi podzielić w najbliższej przyszłości.

poniedziałek, 16 lipca 2018

Topeczka Kaczmarskiego

Wpadłem na pomysł, chociaż właściwie był to raczej skutek braku jakiegokolwiek innego. Skoro tak lubię Kaczmarskiego i cenię sobie jego twórczość - co zresztą już okazywałem - czemu nie napisać czegoś więcej? Stąd zrodził się pomysł zrobienia skrajnie subiektywnej topki. Ułożenie tych utworów w takiej kolejności jest spowodowane wyłącznie moimi upodobaniami, chociaż przy każdym postaram się umotywować moją decyzję. Osobiście uważam, że cała lub prawie cała twórczość Kaczmarskiego jest naprawdę świetna, lecz niemożna każdemu dać ex aequo pierwszego miejsca, ponieważ różnice między utworami są dobrze widoczne.

Zaczniemy od ostatniego miejsca w rankingu, ale sam fakt, że ten utwór zakwalifikował się w moim "top 5", świadczy o pewien jego unikatowości. Co zaś jest w nim unikatowego? Tematyka, ponieważ nietrudno zauważyć, że utwór stanowi pewną aluzję do osoby autora. Kaczmarski śpiewa o tytułowym "pijaku", bohater świadom jest swoich problemów, ale mimo wszystko nie waha się przed sięgnięciem po alkohol, który jest w jego oczach jedynym rozwiązaniem. Jest to bardzo przykry utwór, który zaraz obok "Krzyku" jest jednym z tych, które najlepiej opisywały samego autora. Zachęcam do zapoznania się z tym utworem, gdyż wydaje mi się, że odświeża to spojrzenie na Kaczmarskiego jako człowieka, który niewątpliwie zdawał sobie sprawę z własnych niedoskonałości.


Teraz czas na miejsce 4. "Pytania retoryczne" to utwór, który spodobał mi się przede wszystkim dlatego, że trafiał bezpośrednio w duszę. Są to pytania, które większość z nas przynajmniej raz w życiu rozważała, a ci którzy nie mieli takiej okazji, mogą sobie spróbować odpowiedzieć na niektóre z zadanych przez autora pytań, chociaż tak naprawdę trudno znaleźć właściwą odpowiedź. Pytania te dotyczą naprawdę ważnych tematów, związanych z ludzką egzystencją i dlatego tak bardzo smuci, że nie możemy znaleźć prostych odpowiedzi.


Kolejnym i już trzecim utworem na liście będzie "Zegar". W tym utworze autor obnaża największą wadę człowieka - hipokryzję. Hipokryzja jest jedną z najgorszych i - niestety - powszechnych cech ludzkich. Smutne też wydaje mi się, że wielu z nas nawet nie zdaje sobie zupełnie sprawy z naszej hipokryzji. Zawsze łatwiej dostrzec drzazgę w oku bliźniego niż belkę w naszym. Jednak niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy nie powiedział czegoś sprzecznego z własnymi czynami, bo wydaje mi się, że tacy ludzie nie istnieją.


Bardzo dobre miejsce drugie na mojej liście zajmuje "Pochwała człowieka", która idealnie opisuje rodzaj ludzki. "(...) Zniszczą, odtworzą, zbudują, połamią. Żadne się na nich nie znajdzie lekarstwo. Gdy skrzydła światła przypną już do ramion, poniosą w kosmos genialne bestialstwo (...)". Podsumowuje to w zasadzie cały dorobek artystyczny Kaczmarskiego, który ceni sobie indywidualizm jednostki z jednoczesną świadomością bezwzględności ludzi. Jest to naprawdę dobry utwór, który skłania do refleksji.


Teraz czas na pierwsze miejsce! Zaznaczę, że było to koszmarnie trudne. Wiedziałem, że na pewno uwzględnię ten utwór w moim rankingu, lecz nie wiedziałem jak wysoko. Zastanawiałem się nad trzecim i drugim miejscem, lecz ostatecznie stwierdziłem, że umieszczę go na samym szczycie piedestału. Dlaczego? Przede wszystkim wydaje mi się, że jest w pewien sposób nietypowy. Kaczmarski zdecydowanie bardziej bawi się w nim melodią oraz brzmieniem całego utworu, który nabrał dzięki temu wyjątkowego charakteru. Trudno mi znaleźć równie oryginalny utwór tego artysty, który by się tak mocno wyróżniał. Tekst również jest świetny. Piosenka traktuje o charakterystycznym dla wszystkich ludzi i czasów "polowaniu na czarownice". Od wieków ludzie szukali kozła ofiarnego, którego mogliby obwinić o wszystkie nieszczęścia, bez znaczenia (dla nich) czy mieli w tym słuszność. "Źródło wszelkiego zła" to dokładnie to, poszukiwanie winnego.


W każdym razie tak moim zdaniem wyglądają najlepsze utwory polskiego "barda" (wiem, że nie przepadał za tym określeniem), a co wy myślicie? Zgadzacie się, a może macie zupełnie odmienną opinię? Zapraszam do dyskusji

środa, 11 lipca 2018

Dzień dobry

Ja już szczerze
W nic nie wierze
I dlatego wszyscy bardzo
Ludźmi podobnymi gardzą

Bo naprawdę mam już dość
Życie daje wszystkim w kość
Ale że ja się nie lubię
To odpadnę w pierwszej próbie

Miałem mało oraz dużo
Czasem nawet wszystko grało
Ale w mojej wątłej duszy
Coś się wiecznie kruszy

Czy Bogowie mnie słuchają?
Czy mym życiem w karty grają?
Czy mnie ciągną w dobrą stronę?
Czy jestem tylko balonem?

Napełnili mnie więc helem
I stworzyli zwykłym zerem
Abym dla cudzej uciechy
Zginął jak Mesjasz za grzechy

Lecz naprawdę wiem, że wina
Jest jednego skurwysyna
Co się rzeczy tylu boi
Że już nic go nie ukoi

Gdy spoglądam w swoje lustro
Widzę tylko mordę jego
Może kiedyś go zabiję
Lub zwierciadło się rozbije

Niech ktoś mi ukróci życie
Bo w tym życiu nawet picie
Jest jedynie cieniem smutku
Co zabija powolutku

Puenta zatem będzie taka:
"Zamiast wiersza wyszła sraka"
I choć nic w tym zabawnego
Życzę ja Ci dnia dobrego

niedziela, 8 lipca 2018

Pieprz w mydle

(Poetyka absurdu, opowiadanie groteskowe)


Wacław obudził się i zamrugał kilka razy oczami. Leniwie obrócił głowę, a następnie skierował wzrok w stronę okna. Przez moskitierę dostrzegł, że jest ciemno. Oznaczało to, że musiał przespać cały dzień. Zaklął cicho. Wiedział, że gdy tylko wróci do domu, żona zrobi mu awanturę. Oczywiście planował zostawić jej kartkę na stole. Nie chciał, żeby martwiła się, gdy będzie odwiedzał swojego starego przyjaciela. Jednak Wacław był bardzo zapominalski. Pamiętał, by zostawić informację. Zapomniał jedynie, że jego żona nie potrafi czytać. „Jestem pewien, że ktoś jej to przeczyta” pomyślał w pierwszej chwili Wacław, ale potem przypomniał sobie coś jeszcze. „Nie umiem pisać...”
Nieco zestresowany postanowił, że napije się czegoś odświeżającego, co pomoże mu w zachowaniu spokoju ducha w tej sytuacji. Udał się do kuchni, ale wszystko było zamknięte i w zasięgu wzroku nie znalazł niczego, co nadawałoby się do spożycia. Początkowo próbował otworzyć lodówkę, ale ktoś musiał ją bardzo szczelnie zamknąć, ponieważ nawet wykorzystując maksimum sił swoich wiotkich ramion, Wacław nie był w stanie dostać się do zapieczętowanej żywności. Kilkakrotnie uderzył w drzwi lodówki, próbując dostać się do trzymanych wewnątrz smakołyków, okazało się to jednak zupełnie nieskuteczne. Nie chcąc budzić gospodarzy, Wacław postanowił, że sam znajdzie sobie coś do skonsumowania. Ruszył więc w stronę stodoły, gdzie miał nadzieję zdobyć trochę napoju. Zaczął przemieszczać się między krowami i dokładnie je lustrować. Chciał, żeby jego mleko było idealne. Zwracał uwagę na najmniejsze szczegóły, jak ułożenie łat, ich kolor oraz wielkość… właściwie zwracał uwagę wyłącznie na łaty. W końcu znalazł idealną sztukę. Była to piękna krasula, która wyglądała, jakby żywcem wyciągnięta z reklamy telewizyjnej.
Wtem Wacław usłyszał kroki, które dochodziły spoza stodoły. Przestraszył się. Skąd mógł wiedzieć, czy jacyś rabusie nie przyszli na tę farmę, odebrać gospodarzom stado bydła? Wacław bał się, że jakiś paskudny drań mógłby zabrać mu jego krasulę, której wyselekcjonowanie zajęło mu wszak dużo czasu i wymagało sporo pracy. Wacław wiedział, że nie jest bohaterem i nie ma szansy z uzbrojonym mężczyzną, kobietą czy dzieckiem. Był jednak bardzo spragniony i ani myślał oddawać tę krowę, zanim się napije. Wiedział, że musi działać błyskawicznie, jeśli nie chce stracić okazji. Przyssał się do pachnącej sianem skóry i zaczął łapczywie pić.
Nagle drzwi od stodoły stanęły otworem, a w nich stał gospodarz. Był to niski, brzuchaty mężczyzna o pokaźnym wąsie, którego jednak nie należało ignorować, biorąc pod uwagę strzelbę „Remington 870”, dzierżoną przez niego pewnie i wymierzoną w kierunku bydła. Wacław przełknął głośno ślinę. Chociaż jego skleroza dodawała mu uroku (wyłącznie jego zdaniem), teraz naprawdę żałował, że nie pamiętał, dlaczego nie miał waletować w tym miejscu. Chciał po cichu opuścić stodołę, próbując przecisnąć się przez dziurę w ścianie, ale usłyszał głos gospodarz. Właściciel farmy wyważył drzwi do boksu w którym stała zamknięta krasula i dostrzegł niezgrabnego Wacława. Natychmiast wycelował w niego ze strzelby.
- Halina! - mężczyzna krzyknął obracając głowę do tyłu. - Znowu jakiś szkodnik nam się zalągł!
Szkodnik?! Wacław rozumiał, że może niepotrzebnie włamywał się do cudzego mieszkania, ale on nie nazywał tego aroganckiego grubasa takimi epitetami! Nieproszony gość chciał odpowiedzieć na tę zaczepkę, ale ucichł, gdy usłyszał pierwszy strzał. Wacław uniknął kuli, chociaż wiedział, że dzieliły go od niej milimetry. Zaczął miotać się po całym pomieszczeniu jak opętany, próbując uciec z pola widzenia napastnika. Przerażona dźwiękiem krasula zaczęła nerwowo poruszać się po pomieszczeniu. Kolejny strzał, a zaraz po nim jęk konającego zwierzęcia. Właściciel tym razem trafił, jednak nie Wacława, a swoją biedną krowę. Było ciemno, więc nie zauważył tego w pierwszej chwili, ale gdy ujrzał, co uczynił, chwycił się za głowę. Chwilę potem pobiegł w stronę leżącej krasuli, próbując ją uratować. Wyciągnął kulę, zatamował krwawienie i szybko zaczął zakładać opatrunek. Było już jednak za późno. Gruby właściciel nie dostrzegł, że siadając obok krowy, swoim brzuchem odebrał jej całkowicie dostęp tlenu. Udusiła się na jego oczach.
- O żesz w mordę… Halina! Chodź no tu! Musisz mi pomóc to przenieść.
Do środka stodoły weszła kobieta, równie urodziwa co jej mąż.
- Gdzie intruz? Zabiłeś go?! Heniu, nie mów, że go zabiłeś! Wiesz, że…
- Nie zabiłem go, wariatko, spokojnie! Tam jest…
Mężczyzna następnie wskazał miejsce, gdzie ostatnio widział Wacława, ale jego już tam nie było. Korzystając z okazji wymknął się większym otworem i znajdował się obecnie daleko za gospodarstwem. „Nigdy już tu nie wrócę” powiedział ponownie, podobnie jak za każdym razem, gdy odwiedzał okolicę. Teraz jednak miał jasno określony cel. Póki było ciemno, miał zamiar dotrzeć do przyjaciela. Już i tak był spóźniony, nie chciał trafić tam za dnia, kiedy wszyscy będą spali. Chociaż bardzo się spieszył, dotarł na miejsce późno. Nieśmiało wkroczył do domu swojego znajomego. Było w nim ciemno, chłodno, wilgotno… idealnie. Wacław był też pod wrażeniem lokalizacji. Po drugiej stronie ulicy stał bar! Dodatkowo taki z rodzaju tych najlepszych, tanich.
- Hej, Wacek! - Wacław usłyszał znajomy głos przyjaciela.
- Hej, Władek!
- Jak ci się podoba mój nowy dom? Jesteśmy akurat w trakcie remontu, ale…
- Władek, daj spokój. Wasz dom jest fantastyczny. Ma świetną lokalizację. Jest chłodno. Pewnie musieliście wydać na niego fortunę!
- Myślisz? Właściwie to była okazja. Starzy właściciele się przeprowadzali, więc mogliśmy wprowadzić się niemal od razu.
- Mówisz, że opuścili to miejsce? - zapytał zdziwiony Wacław. - Cóż za szaleniec pozbywałby się takiej willi?
- Nie mam pojęcia, dziwni byli. Francuskie pieski jeśli rozumiesz co mam na myśli. Teraz opowiadaj, jak ci minęła podróż? - zapytał go Władysław.
- No… nic specjalnego. Poza faktem, że pewni właściciele rancza próbowali mnie zabić!
- Znowu? - zaśmiał się Władysław, chociaż Wacław zupełnie nie rozumiał, dlaczego. - Przecież wiesz, że ludzie boją się nietoperzy. Dlaczego nadal ich nachodzisz?
Władysław nie wiedział, co powiedzieć, ale czuł, że musi powiedzieć coś mądrego.
- Wiesz… ja myślę, że życie bez ryzyka, jest jak mydło bez pieprzu…
- Po cholerę pieprz w mydle? - zapytał Władysław.
- Nie wiem… ale skoro jest, to widocznie ma jakiś sens.
Władysław nadal w pełni nie rozumiał, ale przytaknął Wacławowi, ponieważ był starszy. Następnie obydwoje ruszyli w kierunku baru, gdzie mogli spijać wysokoprocentowe trunki z podłogi, a nawet podgryzać nieco wstawionych klientów. Wacław cieszył się, że wreszcie może wypocząć w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela. Po wszystkim położył się spać, a kiedy wstał, to - mimo bólu głowy - był szczęśliwy. Wtem przyleciał jednak gołąb pocztowy z papierami rozwodowymi. Wacław był bardzo zaskoczony, że ma… miał żonę.

wtorek, 3 lipca 2018

Zemsta elektryka wysokich napięć

Elektryk wysokich napięć kojarzy się wam raczej z pewnym viralowym filmikiem, który cieszył się sporą popularnością na YouTube. To był taki zabawny film, gdzie starszy pan - prawdopodobnie romskiego pochodzenia - w sposób niewybredny wypowiadał się o sytuacji w naszym kraju. Jednak na pewno jesteście świadomi, że nie jest to jedyny polski elektryk, który znany jest w całym kraju. Zaryzykowałbym stwierdzenia, że ten drugi znany elektryk jest właściwie zabawniejszą postacią. Poza tym grał jednego z braci w słynnej bajce "Bolek i Lolek", tego głupszego, który zapomniał spalić teczkę... Teraz prawdopodobnie wszyscy dobrze wiecie o kogo mi chodzi, ale dla nie najostrzejszych narzędzi... chodzi mi oczywiście o prezydenta Wałęsę.
Jeśli uważacie, że prezydent Wałęsa nie jest wcale taki zły... to w sumie się z wami zgadzam. Nie chodzi mi o to, że jest zły, ale powiedzmy sobie szczerze. Pan prezydent ma bardzo wysokie ego, które niestety jest odwrotnie proporcjonalne do pokazywanej przez niego inteligencji (bo ja czasem próbuję sobie wmówić, że on tylko udaje). Domyślam się, że dla większości z was to nic odkrywczego. Jednak ostatnio prezydent zaczął pisać bardzo interesujące rzeczy na swojej stronie facebookowej, które przyznam, że przykuły moją uwagę.
Tak naprawdę gdy czytałem jego wypowiedzi to nie wiedziałem, czy chcę śmiać się, czy płakać. Pierwszy post, który chcę wam pokazać, został umieszczony na fanpage'u pana prezydenta Wałęsy... a następnie usunięty. Jednak pierwsza zasada internetu brzmi, że nic z niego nigdy nie znika. Nie trzeba było długo czekać, aż internauci zaczęli udostępniać post byłego prezydenta. Pomijając fakt, że napisany był... powiedzmy charakterystycznym dla prezydenta Wałęsy stylem, zawierał pewne niepokojące komunikaty. Z tego powodu ludzie zaczęli wysyłać go do polskiej policji, która ustosunkowała się do tego. Właśnie ten screen zamierzam wam pokazać, ponieważ widać na nim zarówno post byłego prezydenta, jak i odpowiedź policji.



Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Moim zdaniem prezydentowi Wałęsie puściły nerwy i post ten napisał pod wpływem impulsu oraz pewnie dlatego go potem usunął. Nie sądzę, by naprawdę mógł stanowić jakieś zagrożenie dla rządu, czy policji, ale mimo wszystko dobrze, że ktoś się tym zainteresował.
Prezydent Wałęsa dwukrotnie tłumaczył się ze swoich słów i właściwie tutaj trochę mu współczuję, bo znalazł się w kiepskiej sytuacji, chociaż wyłącznie z własnej winy. Tłumaczenia prezydenta Wałęsy były dość nieudolne i właściwie nie wiem, czy można nazwać je tłumaczeniami, ponieważ prezydent przedstawił to tak, jakby nie miał się z czego usprawiedliwiać, bo jego słowa zostały przekręcone. To trochę smutne, że dawna głowa naszego państwa nie potrafi panować nad swoimi emocjami i najwyraźniej formułować sensownych wypowiedzi. Szczególnie, że jego słowa "Ja nikogo nie straszę nikomu nie grożę tylko informuję." (pisownia oryginalna), można potraktować właśnie jak groźbę, czyli skutek odwrotny do zamierzonego.
W każdym razie jeśli prezydent Wałęsa jednak sięgnąłby po broń na wiecu, który chce zorganizować, to pamiętajcie, że byliście "poinformowani".
Pamiętam, że gdy byłem zdecydowanie młodszy i chodziłem do podstawówki, nie byłem zbyt zorientowany w świecie. Wtedy prezydent Wałęsa jawił mi się jako faktyczny bohater, który obalił komunizm w Polsce. Najbardziej smutne nie jest nawet to, że były prezydent nakręcił jakąś inbę. Bardziej przygnębiające jest to, że weszło mu to w nawyk i raczej mało kto się dziwi, gdy słyszy, że były prezydent coś bredzi oraz strzela fochami na prawo i lewo. Czasem myślę, że jego słowa "nie chcem, ale muszem" stanowiłyby idealną odpowiedź na pytanie "czemu prezydent Wałęsa chce mieć reputację buraka?"
Jeśli jakoś inaczej zapatrujecie się na tę sprawę lub ogólnie na postać prezydenta, to zachęcam do komentowanie moich wpisów na moim blogu. Bardzo chętnie wysłucham każdego, kto ma inny punkt widzenia. Pozdrawiam i życzę dobrego dnia lub nocy.


niedziela, 1 lipca 2018

Zobaczymy jak będzie w lipcu

“Cieszy mię ten rym: „Polak mądr po szkodzie”;
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.”

29 czerwca byłem (tak jak zapowiadałem wcześniej) na proteście przeciwko wprowadzeniu artykułu 13 przez Unię Europejską. Nie byłem sam, bo poszedłem na to wydarzenie z dwójką moich przyjaciół. Nie byliśmy może najbardziej aktywnymi protestującymi, ponieważ wszyscy jesteśmy dość introwertyczni i właściwie nie chcieli "drzeć ryja". Jednak byliśmy, nawet jeśli tylko chwilę (mógłbym stać tam właściwie znacznie dłużej, ale moim przyjaciołom nudziło się stanie i koniecznie postanowili iść na spacer, za co właściwie ich nie winię). Znacznie gorsze było to, że w Poznaniu było bardzo mało ludzi w ogóle. Ja wiem, że akcja na pewno przebiegła głośniej w stolicy, bo tam wszystko z reguły jest głośniejsze. Więcej ludzi mogło też być w innych miastach, ale w Poznaniu było naprawdę niewielu. Tysiące osób wyraziło zainteresowanie, setki zaznaczyły, że wezmą udział w tym kilku moich znajomych. Oczywiście rzeczywistość okazała się brutalna.
Polacy mają pewien brzydki nawyk. Biorą sprawy w swoje ręce, dopiero kiedy stoją po kolana w gównie. Możecie mi mówić, że przesadzam i te artykuły wcale nie będą takie straszne, ale ta apatia wśród wielu ludzi jest straszna. Spójrzcie jak wielu ludzi w internecie (także z mojego miasta) pisało, że trzeba coś zrobić i nie można pozwolić, żeby to przeszło. Jednak reakcja ludzi prawie zerowa. Ludzie (nie tylko Polacy) wolą krzyczeć na coś z daleka i kręcić nosem, wolą krytykować to lub wyśmiewać w internecie, niż faktycznie coś zrobić. Sam też często jestem zbyt leniwy, żeby podjąć jakieś działanie i zadowalam się półśrodkami, ale proszę was! Tak kontrowersyjne artykuły prawne nie pojawiają się regularnie, więc jak już o nich wiemy, to czemu mamy siedzieć i czekać? Żeby potem narzekać, jak to jest źle? Nawet ja raz na ruski rok wychodzę z piwnicy, a jestem typowym domatorem. Nie lubię wychodzić w miasto, gdzie jest dużo ludzi, ale pewne akcje wymagają wsparcia. Jeśli my nie potrafimy czegoś zrobić, żeby chociaż okazać nasze niezadowolenie i zamanifestować... Jeśli nie potrafimy pokazać, że coś wydaje nam się złe i stoi w sprzeczności z naszymi poglądami... Jeśli nie potrafimy pokazać, że potrafimy zjednoczyć się, gdy mamy wspólny cel i okazać siłę, pomimo różniących nas rzeczy... To jakie tak naprawdę mamy prawo oczekiwać, że ktoś weźmie nas pod uwagę?
Jak naprawdę będzie to wszystko działać dowiemy się już na początku lipca (stąd tytuł), ale nie wygląda to kolorowo. Mam nadzieję, że to wszystko co możemy przeczytać o artykule 11 i 13 to przesada, że nie będzie to wcale tak bardzo radykalne, jak ludzie piszą. Istnieje szansa, że tak będzie i życzę wszystkim, żeby tak było, albo jeszcze lepiej, żeby te artykuły nie zostały przegłosowane, żeby nie wchodziły w życie, bo w ten sposób na pewno unikniemy jakiegokolwiek zamieszania. Jednak jak będzie dopiero się dowiemy i zobaczymy, czy kolejny raz cytat Kochanowskiego znajdzie zastosowanie (w końcu wszyscy pamiętali Acta)... Mam jednak nadzieję, że nie będę musiał płacić, czy sam sobie wypisywać zgody, żeby udostępniać moje teksty. Pozdrawiam. (Zdjęcie wykonane przez jednego z towarzyszących mi kumpli)