sobota, 18 maja 2019

Drogi dzienniczku



9 kwietnia, 1997 r.
Michał potrafi być naprawdę nieznośny! Ostatnio zastanawiam się, czy może popełniłam błąd wychodząc za niego. Wydawał się takim elokwentnym, dojrzałym człowiekiem, ale już wtedy z pewnością siedział w nim diabeł. Ciągle się kłócimy, bardzo często z jakiegoś błahego powodu. Dziś dostał szału, gdy wróciłam później z pracy. Za nic miał moje wyjaśnienia, że zostałam poproszona przez dyrektora o zostanie dłużej. Nie mogłam po prostu wyjść! Boję się jednak o naszego syna. Ma dopiero pięć lat i nie sądzę, że dałabym radę wychować go bez ojca. Michał musi się wreszcie wziąć w garść.

10 kwietnia, 1997 r.
Michał wszedł dziś wieczorem do naszej sypialni z bukietem kwiatów. Przyniósł przepiękne, żółte i różowe róże, związane wąziutką, czerwoną tasiemką. Początkowo byłam na niego zła i nie chciałam przyjmować prezentu, ale ten słodki uśmiech zawsze pozwalał mu stopić me serce. W jego oczach musiałam być najpiękniejszą kobietą na świecie. Usiadł obok mnie na naszym łóżku i przeprosił. Wyznał, że kilka tygodni temu u jego mamy zdiagnozowano raka mózgu. Bardzo się zmartwiłam. Wiedziałam, że chociaż był bardzo dzielny, taka wiadomość mogłaby złamać najtwardszego mężczyznę. Zapytałam, czy chce, żebyśmy ją odwiedzili. Nie mamy samochodu, ale podróż pociągiem
z Wrocławia do Częstochowy zajmuje mniej niż dwie godziny. Nalegał, żebym się nie martwiła, że on już się z nią widział, dlatego kilka dni temu wrócił o zmroku i wszystko będzie dobrze. Podobno leży w szpitalu, mam nadzieję, że nic jej nie jest! Właściwie nie znam jego mamy zbyt dobrze. Michał nie lubi jeździć do swoich rodziców, szczególnie po śmierci ojca. Gdy ją poznałam, wydawała się miłą, lecz surową kobietą, ale mój mąż oczywiście bardzo ją kocha. Nie potrafiłabym sobie wyobrazić straty rodzica. Było mi bardzo żal Michała i przeprosiłam, że nie uprzedziłam go, kiedy wrócę do domu z pracy. Czuję się źle z faktem, że ciągle narzekałam na jego zachowanie. Każdy na jego miejscu chodziłby ponury. Zaraz kładziemy się spać, mam nadzieję, że uda mi się chociaż trochę poprawić mu nastrój…

11 kwietnia, 1997 r.
Wczorajsza noc była wspaniała! Dawno między nami tak nie iskrzyło. Odkąd urodził się Kuba, Michał wydawał się coraz mniej mną zainteresowany. Prawie wtedy nie rozmawialiśmy, nie wspominając już o sprawach innej natury… Wczoraj poczułam się znowu młodo! Od dawna tylko się kłóciliśmy… Czas wreszcie zacząć żyć jak rodzina!

12 kwietnia, 1997 r.
Dziś Michał bardzo mnie zaskoczył. Rano przyniósł mi śniadanie
do łóżka! Nie ma nic lepszego od gorącego kubka kawy rano i jedzenia omletu z kochanym mężusiem! Po południu zaskoczył mnie nawet bardziej. Okazało się, że jego kuzyn organizuje otwarcie hotelu za miesiąc i jesteśmy zaproszeni! Nie mogę się doczekać, Michał nie zdradził mi na razie więcej szczegółów. Mówi, że to ma być niespodzianka i prezent na zgodę. Pocałowałam go w policzek, wciąż nie mogę w to wszystko uwierzyć. Bałam się, co powie mój szef, ale Michał mnie uspokoił. Powiedział, że wszystkim się zajmie, a jeżeli będzie trzeba, to poprosi przyjaciela, żeby nam wypisał L-4. Nie mogę się już doczekać!

9 maja, 1997 r.
Cholera! Kuba dorwał się do mojego dziennika i wyrwał kilka kartek. Bardzo cieszę się, że nasz synek ma talent artystyczny, jednakże wszystkie zapisane ostatnio dni… Nadaje się to tylko
do wyrzucenia. Trudno, nie złoszczę się. Czekają nas wspaniałe wakacje. Tylko ja, mój kochany mąż i nasz śliczny synek. Większość rzeczy już spakowałam, jutro dopakuję szczoteczki, kosmetyki i inne potrzebne nam rzeczy. Michał mówi, że przesadzam, ale chyba tylko się ze mną droczy. Dziennik biorę ze sobą, ale muszę wymyślić sposób, żeby ukryć go przed moim małym rozrabiaką. Chyba zacznę go po prostu zamykać na klucz w specjalnym pudełku. Mam nadzieję, że to go zabezpieczy przed „incydentami”.

10 maja, 1997 r.
Zameldowaliśmy się w hotelu. Widok jest po prostu niesamowity! Dużo przestrzeni, boisko do piłki nożnej, koszykówki oraz siatkówki, stoły do ping ponga, a nawet kort tenisowy i pole do mini golfa! Michał musi czuć się tutaj wyśmienicie, zawsze miał świra na punkcie sportu. Poza tym jest basen, bar, a także wiele innych atrakcji. To prawdopodobnie najlepszy hotel, jaki kiedykolwiek miałam okazję odwiedzić! Przy nim nasz uroczy domek wygląda jak zwykła nora. Przyznam, że czułam się trochę onieśmielona, gdy zobaczyłam resztę gości. Jest tu wiele bardzo eleganckich pań i panów, dawno nie widziałam tylu przepięknych kreacji w jednym miejscu. W swojej ładnej, lecz dość prostej, wieczorowej sukni czułam się przy nich prawie jak zwykła gosposia. Kilka kieliszków wina pozwoliło mi jednak zupełnie o tym zapomnieć. Nie ma co rozpaczać, jesteśmy na wczasach! Nie wiem, jak Michał zdołał to zaaranżować! Jest strasznie kochany.
P.S. Szłam spać, ale postanowiła dodać, że nasz pokój jest naprawdę dziwny. Mamy wizjer w drzwiach, a za to ani jednego okna! Wspominałam o tym Michałowi. Próbował mi to wyjaśnić, ale nic nie zrozumiałam. Nie jestem inżynierem, ale mam wrażenie, że mimo klimatyzacji jest tu strasznie duszno.

11 maja, 1997 r.
Poszłam spać późno, nie pamiętam nawet dokładnie, co robiłam wczorajszego wieczoru. Michał był dziś bardzo nie w humorze. Ostatnio znowu coraz częściej jest rozdrażniony. Myślałam, że może wczoraj zrobiłam coś głupiego i chciałam go nawet przeprosić. Warknął na mnie i dał jednoznacznie do zrozumienia, że nadal denerwuje się o ten głupi, srebrny medalik, który dostałam od przyjaciela, gdy ten był na wakacjach w Wenecji. Bywa naprawdę głupiutki. Powtarzałam mu już wiele razy, że nie mam z nikim żadnego romansu, ale się uparł! Kiedy powiedział mi, że jego mama zachorowała, zaczął być naprawdę miły… do czasu. Odkąd dostał ten głupi prezent od kolegów z pracy na dwudziestolecie, prawie go nie poznaję. Wziął to paskudztwo ze sobą nawet do hotelu! Nasza sprzeczka nie trwała długo. Potem był już spokojny, ale nie chciał ze mną rozmawiać. Każde z nas zajęło się sobą. Michał z pewnością dobrze bawił się gadając z miejscowym trenerem o sporcie i uczestnicząc w meczu z innymi gośćmi. Wieczorem wlał w siebie kilka shotów wódki. Ja poznałam dzisiaj wielu ciekawych mężczyzn. Najbardziej oczarował mnie doktor Adam Smaczowski. Jest chirurgiem i wdowcem, jego żona zmarła kilka lat temu w straszliwym wypadku. Chciałam go pocieszyć, więc poszliśmy wypić lampkę białego wina, okazuje się, że on też je uwielbia! Jest naprawdę inteligentnym facetem, wiele przeszedł. Potem graliśmy w brydża i było wspaniale! Zaproponował, że jutro możemy zagrać w tenisa. Powiedziałam, że to rozważę. Chciałabym pójść, ale nie chcę zostawiać Michała samego, nawet jeżeli nie jest szczególnie miły. Bawiłam się też trochę z Kubą, jednak on niespecjalnie potrzebował mojego towarzystwa, wolał spędzać czas z innymi dziećmi pod okiem młodych animatorów zatrudnionych przez hotel. Jak na swój wiek jest bardzo niezależny. Staram się zachować optymizm i mam nadzieję, że Michał się opamięta.

12 maja, 1997 r.
To niesłychane! Przyłapałam Michała, jak grzebał w moich rzeczach! Okazało się, że od jakiegoś czasu (nie chciał powiedzieć od kiedy) regularnie czytał mój dziennik Teraz, ponieważ ukryłam go przed Kubą, nie mógł go znaleźć i wpadł w szał. Mówi, że coś przed nim ukrywam. Powiedziałam mu, że to moja prywatna sprawa. Wkurzył się i rozwalił szafę, a potem wyszedł. Zaczynam się go bać. Wiem, że pewnie należało szukać jakiejś nici porozumienia, ale miałam go po dziurki w nosie! Postanowiłam pójść z Adamem na kort tenisowy. Było wspaniale. Wieczorem rozmawialiśmy trochę o życiu i wypiliśmy z dwie lampki wina. Powiedziałam mu o problemach z mężem, a on zaproponował terapię dla par. Cóż… jest lekarzem, więc pewnie ma rację. Mówi, że takie kłótnie w długotrwałych związkach są powszechne i nie należy się tym przejmować. Michał nie wrócił dziś do naszej sypialni. Wiem, że mnie nie zdradził, cały dzień spędził ze swoimi koleżkami, a teraz chyba nadal siedzą w barze. Ci wszyscy ludzie mają na niego naprawdę zły wpływ.

13 maja, 1997 r.
Wielu gości już wyjechało, została nas może połowa. Adam również nie wyjechał. Dzień od rana wydał mi się nieprzyjemny. Poszliśmy z Adamem na spacer, ale szybko wróciłam do hotelu. Nie zrobiłam tego bynajmniej dlatego, że miałam do niego jakiś żal! Wręcz przeciwnie, okazał mi wiele życzliwości. Stwierdził jednak, że z moich opowieści wynika, że mój mąż jest bardzo zazdrosny i najlepiej zrobię, jeżeli wyjdę z inicjatywą pojednania. Niestety nie miał racji. Spotkaliśmy się na korytarzu, akurat zaczęło padać. Powiedziałam mu o wszystkim, co zalecił mi doktor. Gdy Michał się o tym dowiedział, nie tylko nie chciał się uspokoić, wpadł w szał! Zaczęliśmy się kłócić. W końcu wyszedł na zewnątrz. Wrócił później, cały przemoczony. Nie odzywał się do mnie. Całą resztę dnia lało, więc po prostu siedział w barze. Poszłam do pokoju Adama. Powiedziałam mu, co się stało. Nie mogłam przestać płakać. Adam powiedział, że gdyby Michał mnie kiedyś skrzywdził, to muszę iść na policję, bo dziecku i tak lepiej wychować się w rozbitej rodzinie, niż takiej patologicznej. Resztę dnia przeleżałam w łóżku. Jestem zmęczona. Jeszcze tylko zmyję makijaż i mogę pójść spać.



14 maja, 1997 r.
Rano znowu kłóciłam się z Michałem. Powiedziałam mu, że go zostawię, jeżeli się nie uspokoi. Podziałało to na niego, jak płachta na byka. On chyba myśli, że go zdradzam z Adamem. Nie wiem, co jest z nim nie tak! Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Myślałam, że wylecą z zawiasów. Boję się, nie wiem co robić. Nie mogę go opanować. Chcę wrócić do domu. Kuba także bardzo się zaniepokoił. Prawie cały dzień próbowałam go uspokoić, wyjątkowo chciał się ze mną bawić. Wieczorem szukałam Adama. Opowiedziałam mu o wszystkim, zapytałam, co zrobić. Myślałam, żeby tę noc spędzić z Kubą u niego, ale on stanowczo odmówił. Mówi, że to tylko pogorszyłoby mój problem z Michałem, który uznałby to pewnie za atak. Obiecał z nim pogadać. Nie chce się z nim bić, ale ponieważ jest błyskotliwy, ma nadzieję przekazać mu w łagodny sposób, że zachowuje się niegodziwie. Boję się, że mogą sobie zrobić krzywdę, ale Adam zabronił mi się martwić. Idę spać, Kuba będzie dziś ze mną w łóżku.

15 maja, 1997 r.
Michał stoi pod drzwiami, jest cały we krwi! Ja wiem, że to nie jest jego krew… Nie wiem, co się stało. Musiał wyrządzić krzywdę doktorowi. Patrzyłam na niego przez wizjer. Krzyczy, że go zamordował. W ręce ma tę paskudną maczetę! Po co jego koledzy musieli mu ją dać?! Jaki głupi prezent! Boję się, nie mamy gdzie uciec. Dzwoniłam na policję. Michał grozi, że wyważy drzwi. Nie wiem czemu, ale w drugiej ręce ma zwiędłą różę. Spróbujemy się ukryć. Nie chcę, żeby ten dziennik, był jedynym, co po nas zostanie…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz