Na początek chcę podziękować tej części z 14 czytelników, którzy dotarli chociaż do tego akapitu. Właściwie przesadzam, jest was 13, bo jedno polubienie pochodzi z mojego własnego konta. Piszę prawie rok, a postępy uczyniłem niewielkie. Nie wiem, czy lepiej piszę, ale nawet jeśli nabrałem jakieś praktyczne doświadczenie, najwyraźniej nie przekłada się ono na liczbę czytelników. Tutaj jednak żal mogę mieć wyłącznie do siebie. Wiem, że powinienem po prostu bardziej reklamować swoją twórczość, że nie powinienem się jej wstydzić... a jednak tak cholernie się jej wstydzę. Gdybym zamieścił linka z jakimś ciekawym tekstem na przynajmniej kilku grupach lub stronach, miałbym szansę powiększyć grupę swoich czytelników. Wzrost nie musiałby być duży, może wyniósłby tylko kilkanaście osób... mam nadzieję, że nie mniej, ale przynajmniej coś by wzrosło. Jednak nie wzrasta nic. Piszę, tworzę, poświęcam czas, usuwam, edytuję... Mam nadzieję, że chociaż te 13 osób odwiedzających tę stronę czyta te teksty i potem wysuwa własne wnioski, snuje refleksje lub przynajmniej uważa to za miłe spędzenie chwili. Jednak "nadzieja matką głupich", co w moim przypadku sprawdza się chyba doskonale! Prawdopodobnie nie tylko za rok, ale i za 10 lat liczba czytelników nie wzrośnie, ponieważ nie będę miał dość odwagi, by gdziekolwiek pokazać to co napisałem.
Teraz jednak przemyślmy dlaczego się tak wstydzę... to też właściwie nie trudne. Po prostu kiepsko piszę. Nie ma co ukrywać, najlepiej napisane są moje opowiadania, ale nawet one dalekie są od perfekcji. Ze wszystkich utworów jakie napisałem, bardzo niewiele zostało w ogóle docenionych. Czasem otrzymuję informację w rodzaju "to było ciekawe/zabawne/etcetera" i wtedy jest mi bardzo miło, bo wiem, że faktycznie ktoś przeczytał, to co napisałem, a nawet z jakiegoś powodu spodobał mu się dany tekst. Dziękuję, że czasem tak piszecie, ale ponieważ piszecie to tak rzadko, mam pewność, że większość utworów albo nie jest przez was czytana w ogóle, albo uważacie je za zbyt mierne, żeby wyrazić o nich opinię. To nie jest nic złego z waszej strony, bowiem macie pełne prawo, żeby uważać co chcecie i czytać co chcecie, ale udowadnia mi, że pisarz ze mnie, jak (za przeproszeniem) "z koziej dupy trąba".
Ktoś nieco bardziej złośliwy może zapytać, czemu zatem piszę? Mogę zająć się przecież czymś pożytecznym... tylko nie mogę. Chociaż chciałbym uważać się za erudytę i człowieka oświeconego... daleko mi do tych archetypów. Co więcej wiem trochę na każdy temat, ale tak naprawdę trudno byłoby mi wskazać jedną rzecz, którą zgłębiłem w 100%. Ale to nie wiedza jest dla mnie dużą przeszkodą, bo to - wydaje mi się - szybko chłonę. Problemem jest, że nie posiadam żadnych umiejętności praktycznych. Nie wiem nawet, czy mam tu na kogo zwalić winę. Szkoła oczywiście nie uczy nas niczego praktycznego, a jedynie suchej teorii, jednak wielu moich rówieśników coś potrafi. Tylko ja jestem czarną owcą. Niedługo wchodzę w dorosłość, a niektórzy młodsi ode mnie potrafią więcej, niż ja będę kiedykolwiek. Czy denerwuje mnie to? Trochę, ale znacznie bardziej po prostu zasmuca. Chciałbym coś umieć, naprawdę chciałbym, ale jak? Jak mam coś umieć, kiedy nikt nie chce mnie niczego nauczyć? Nawet pisania sam się właściwie uczyłem i w duchu tym jakoś usprawiedliwiam swoje grafomaństwo.
Czuję się jak Pierrot. Właściwie nie mam dużo powodów do zamartwiania się. Wszyscy w domu względnie zdrowi, włącznie ze mną. Nie mam poważnych problemów finansowych, nie umarło mi żadne zwierzątko. Ostatnio poznaję samych fantastycznych ludzi, czuję jakby moje oczy się otwierały... ale przez to tak bardzo widzę, jak sam jestem nieidealny. Jakby całe moje ciało składało się z pięt Achillesowych. Może trochę dramatyzuję... mam taką nadzieję, ale coś gdzieś głęboko mi mówi, że tak naprawdę po prostu naszła mnie chwila szczerości wobec samego siebie.
Jeśli dotrwaliście do końca... nie mogę powiedzieć niczego innego, niż dziękuję. Udostępniam ten świetnym utwór z dedykacją dla was... przynajmniej póki Acta 2.0 i tego nam nie odbiorą :')
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz