Co do samego Marszu Równości przyznam, że bawiłem się dobrze, chociaż chyba nie czułem się równie swobodnie, co większość biorących udział. Nic jednak dziwnego, gdyż traktuję to bardziej jako swój własny, polityczny manifest indywidualizmu i inności, jednocześnie korzystając z możliwości solidaryzmu z ludźmi o być może zbliżonym punkcie widzenia na niektóre kwestie. Starałem się zrobić kilka zdjęć, żeby udokumentować w minimalnym stopniu całe wydarzenie, ale okazało się, że nie umiem strzelać sobie tzw. "samojebek", więc postanowiłem wykorzystać zdjęcia wysłane mi przez koleżankę. Żeby nie odwracać uwagi od samego marszu, postanowiłem wyciąć niewielkie fragmenty tej fotografii. Zosiu, jeżeli to czytasz, bardzo cię za to przepraszam. Jak też widzicie, moja twarz jest zamazana, ale bynajmniej nie z powodu chęci zachowania anonimowości, bo wcale nie staram się już ukrywać, kim jestem. Po prostu nie patrzyłem w obiektyw, a ten prosty, wręcz prostacki zabieg sprawia, że nie musicie oglądać mojej krzywej mordy nawet przez jedną sekundę ;)
Jeżeli miałbym opisać całe wydarzenie, to w kilku słowach mogę powiedzieć, iż było bardzo kolorowo, głośno i radośnie. Chociaż przykro mi trochę było, gdy tyle osób przyszło z partnerami, a ja nie mam na razie nikogo. Szczególnie, gdy przechodząc koło kontrmanifestacji (złożonej z ledwie kilkudziesięciu sfrustrowanych facetów z banerami, których ledwo dało się dostrzec pod pomnikiem powstańców), puścili ten utwór. Lubię go, ale trochę przykro mi było, być może dlatego, że początkowy plan zakładał, że ruszę na marsz z moim (aktualnym) ex... No cóż, skoro nie chciał, to nie mogłem go przymuszać. Przynajmniej wiem, czym skutkuje bycie ułomnym człowiekiem. Jednakże wracając do poprzedniego tematu, zanim całkiem utopię was moimi łzami... Podobało mi się.
Serce rosło, gdy mijaliśmy rodziców z banerami, którzy wspierali swoje dzieci, starszych ludzi machających nam z balkonów oraz inne wyrazy solidarności. Nawet skrzecząca za mną dziewczyna, która nie potrafiła śpiewać, nie mogła na długo pogorszyć mojego samopoczucia. Zabawne było, gdy w oknie hotelu Lecha pokazała się para półnagich gejów o raczej śniadej karnacji. Może zabrzmię jak denerwująca yaoistka, ale było to urocze :3
Cieszę się, że żyję tutaj. Poznań - miasto doznań!
Cieszę się, że żyję tutaj. Poznań - miasto doznań!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz