czwartek, 24 maja 2018

Uciekam przed pamięcią i sumieniem

Uciekam przed pamięcią i sumieniem. Strach, przed rzeczami na które sam byłem się w stanie zdobyć jest przerażający. Chcę o tym zapomnieć jak najszybciej, lecz ilekroć spoglądam w lustro widzę człowieka, który ponosi pełną odpowiedzialność za cierpienie i śmierć. Teraz nareszcie znalazłem sposób na ucieczkę. Ewakuację, która zakończy mój problem. Nim jednak nadejdzie czas pożegnania chcę opowiedzieć o tym wszystkim co przeżyłem.
Pochodziłem z ubogiej rodziny. Mój ojciec był skromnym szewcem. Miałem wiele braci i sióstr. Życie nie było lekkie, ale my dobrze się bawiliśmy. Ja byłem najmłodszy. Głód nam nie przeszkadzał, chociaż nigdy nie biegaliśmy z pełnym brzuchem, to jednak nie czuliśmy się zmordowani. Zawsze mieliśmy kreatywne pomysły i spędzaliśmy dużo czasu bawiąc się na dworze. Pomagaliśmy też ojcu w jego warsztacie. Ja byłem rozrabiaką. Zawsze szukałem guza i zawsze znajdywały mnie problemy. Byłem mistrzem we wpadaniu w kłopoty.
Kiedy zacząłem dorastać wiele się zmieniło. Moi bracia poszli na wojnę. Nie wiedziałem dokładnie o co chodzi. Doszło do śmierci jakiegoś arystokraty lub władcy. Nasi mówili, że to wina tamtych. Musieliśmy walczyć, jedyną słusznością wydawało się pomścić go i zagarnąć ziemię oraz majątki nieprzyjaciela. Tak robiliśmy. Wszyscy moi bracia wzięli udział w tej wojnie, nie mogliśmy pozwolić, by pomiatały nami inne kraje. Nie wiedziałem czym jest patriotyzm, ale my poprostu tak zostaliśmy wychowani. Wiedzieliśmy, że obcym nie wolno ufać, każde dziecko to wie. Nie mogliśmy pozwolić, by obcy weszli z butami w nasz kraj i zajęli nasze ziemie, mordowali naszych ludzi. Nie mogliśmy dopuścić, by zabili więcej arystokratów. Nie chciałem jednak, by moi bracia wyruszali na wojnę. Byli jeszcze młodzi, mieli plany i chyba prawdą będzie, że żaden z nich nie marzył o śmierci na wojnie. Jednak większość zginęła, przeżył tylko jeden, Aaron. Aaron był jednak w złej kondycji i nie mógł z nami mieszkać. Był chory, chromy, podobno miał też jakieś problemy psychiczne. Zostałem tylko ja i siostry. Nasz kraj został upokorzony. Zmuszono nas do podpisania haniebnych traktatów, a przynajmniej tak mi mówiono. Gdy byłem dorosły zacząłem słuchać polityka, który twierdził, że zna rozwiązanie wszystkich problemów. Pan Hitler był wizjonerem, a przynajmniej tak go wtedy widzieliśmy. Po prostu chciałem z nim pracować. Towarzyszyłem mu wszędzie, a gdy tylko doszedł do władzy wstąpiłem do SS, to był piękny dzień. Robiliśmy wszystko co kazał, chociaż jego rozkazy nie zawsze były moralnie dobre, ale wtedy nad tym nie myśleliśmy. Sądziliśmy, że pozbywamy się chwastów. Komuniści, demokraci i reszta świata. Wszyscy byli wrogami.
Pierwszy szok przeżyłem, gdy dowiedziałem się, że zawarliśmy sojusz z Sowietami. Z komunistami? Przecież jeszcze niedawno mieliśmy rozkaz pozbycia się ich wszystkich z naszego kraju. Byłem przekonany, że wódz przedstawiał ich dotychczas jako zagrożenie numer jeden dla Niemiec. Sądziłem, że pewnie ja się mylę, wódz nie może się mylić. Rodzice często wysyłali mi listy. Wiedziałem, że się martwią, ale nie mogłem przecież opuścić kraju. Żołnierz nie jest niczym innym jak bronią, która chroni ojczyznę przed zapędami gnuśnych polityków. Jednak wtedy się zastanawiałem. Skoro oni też mają żołnierzy, to czy oni też działają tylko, by chronić ojczyznę przed gnuśnymi politykami? Czy to oznacza, że nasi politycy mogą nie być tak dobrzy jak sądzę? Nie podobało mi się w zasadzie atakowanie innych krajów. Myślałem, że naszym celem nie jest wojna ze światem, a odbudowa Niemiec! Wielkie Niemcy, które nie muszą się nikogo bać, które mają siłę, pieniądzę, władzę. Rozumiałem pobudki, jakie kierowały rządem, ale czy naprawdę musieliśmy prowadzić wojnę z całym światem? Czy Gdańsk jest warty życia żołnierzy? Najwyraźniej tak. Wydaję mi się, że dowództwo nie chciało mnie na froncie, chociaż nie wiem czy to z powodu moich skrywanych problemów etycznych związanych z wojną, obniżenia wydajności, czy może innych nie jasnych mi powodów.
Miałem pomagać w obozie. Naszym zadaniem było nadzorować i pilnować pracy więźniów. Głównie byli tam Żydzi. Żydzi byli podobno odpowiedzialni za sytuację w Niemczech po Wielkiej Wojnie, ale nie wyglądali na groźnych. Ciągle byli jednak dręczeni. Moi koledzy nie znali litości. Przyznam, że mi też zdarzyło się postępować źle wobec więźniów. Działo się tak, ponieważ nie chciałem być różny od reszty, a także czasem potrzebowałem wyładowania. Gdy narastała czasem złość i frustracja bardzo prosto było szturchnąć, albo uderzyć jednego z osadzonych. Zasługiwali na ten los. Nie miałem problemu patrzeć jak posyłają ich na pewną śmierć. Przy dorosłych nie drżała mi nawet powieka. Gdy chodziło o dzieci... odwracałem się. Słyszałem wszystko, ale wolałem nie patrzeć. Nie miałem jednak woli, by przeciwstawiać się władzy. Gdy dowiedziałem się, że większość z tych Żydów to nie są żadni kryminaliści, ani spiskowcy byłem lekko skonfudowany. W takim razie czemu ich tu trzymać? Nie mogą być, aż tak dużym zagrożeniem. Nie widziałem sensu walczyć z wiatrakami. Mój sprzeciw nie pomógłby nikomu. Jedyne co by się stało, to sam wpadłbym w kłopoty, a miałem ich dużo już w młodości. Ostatecznie przecież praca to praca. Nie widziałem różnicy między myśliwym strzelającym do zwierzyny, a nami. W zasadzie wmawiałem sobie, że nie widzę różnicy. Czułem ją. Nocami nawiedzały mnie koszmary nie pozwalające spać.
W końcu wojna się skończyła, jednak naszą przegraną. Uciekłem, nie mogłem zostać w kraju. Wraz z innymi ocalałymi trafiliśmy do Argentyny w Ameryce Południowej. Zmieniliśmy wygląd i tożsamość, ja jednak nie mogłem żyć spokojnie, jakby nic się nie stało. Mieszkałem na uboczu. Za każdym razem jak widziałem wojsko lub policję bałem się, że przychodzą po mnie. Każdego dnia nasłuchiwałem uważnie, lecz najgorsze było co widziałem. Męczyły mnie złe wizje i złudzenia. Czasem zdawało mi się, że widzę ludzi z obozu. Słyszałem płacz dzieci, ich krzyki. Nie dawało mi to spokoju spać. Każdego ranka budziłem się spocony i wyczerpany. Bałem się. Pomyślałem, że zacznę się przemieszczać. Jechałem z miasta do miasta, zwiedziłem wiele miejscowości w Ameryce Południowej, lecz nigdzie nie czułem się dobrze. Zawsze czułem się zaszczuty. Byłem pewien, że to co zrobiłem było amoralne, a mając dostęp do prasy i radia byłem wręcz tego pewien. Nie pamiętałem już radości, gdyż dnie dłużyły mi się i były w zasadzie niekończącym się koszmarem na jawie. Z powodu przemęczenia widziałem wiele nierealnych rzeczy, które budziły we mnie strach i zgrozę. Martwe ciała, krew... czułem jakby ktoś dusił mnie lub męczył, jakbym sam trafił do jednego z tych okropnych obozów. Wszystko zaś co czułem i widziałem było tak rzeczywiste, że nie odróżniłbym tego od codziennego dnia. Przestałem nawet widzieć prawdziwe twarze ludzi. Wszyscy oni mieli twarze więźniów z obozu. Widziałem w ich oczach gniew, nienawiść. Każdy jeden z nich tak wyglądał, pomimo iż wiedziałem, że to niemożliwe. Czemu dostrzegałem jedynie obrazy trupów w żywych ludziach? Byłem nawiedzany. Czułem się tak bezradnie. Nie miałem już dokąd uciec, ale wreszcie wymyśliłem plan. Nie chcąc siedzieć w martwym punkcie wiem, jak uniknąć tego na zawsze.
Mój plan okazał się banalnie prosty, a jednak pierwszy raz do głowy przyszło mi to rozwiązanie. Moje wyznanie zapisuję na tej kartce, jeśli ktokolwiek będzie chciał ją odczytać i o ile w ogóle będzie w stanie. Jestem gotowy się pożegnać. Przykro mi z całego serca i wiem, że to jedyne sprawiedliwe rozwiązanie. Może Święty Piotr będzie dla mnie łaskawy, jako iż mój żal za grzechy jest szczery. Sznur już zawieszony. Przepraszam.

piątek, 4 maja 2018

Ryby

(Autorski wiersz, dziesięciozgłoskowiec)

Ciekawe o czym by rozmawiały
Ryby gdyby swój głos posiadały
Może historie swoje by snuły
Albo jak ludzie jadem by pluły

Może to z rozwagi milczały
Ludzkich problemów tak unikały
Czy to możliwym jest by karp miał głos?
Wtedy zaśpiewałby piękniej niż kos

Czemu rybo nie powiesz ni słowa?
Gdzie zaginąć mogła twoja mowa?
Czy morskie stwory ją ci porwały?
Lub kraby w swe muszle schowały?

Czy ktoś narzucił zmianę tę na was?
Albo podjął decyzję tę za nas?
Bo chociaż rybą może nie byłem
Z ich normami się dobrze zżyłem