Uciekam
przed pamięcią i sumieniem. Strach, przed rzeczami na które sam
byłem się w stanie zdobyć jest przerażający. Chcę o tym
zapomnieć jak najszybciej, lecz ilekroć spoglądam w lustro widzę
człowieka, który ponosi pełną odpowiedzialność za cierpienie i
śmierć. Teraz nareszcie znalazłem sposób na ucieczkę. Ewakuację,
która zakończy mój problem. Nim jednak nadejdzie czas pożegnania
chcę opowiedzieć o tym wszystkim co przeżyłem.
Pochodziłem
z ubogiej rodziny. Mój ojciec był skromnym szewcem. Miałem wiele
braci i sióstr. Życie nie było lekkie, ale my dobrze się
bawiliśmy. Ja byłem najmłodszy. Głód nam nie przeszkadzał,
chociaż nigdy nie biegaliśmy z pełnym brzuchem, to jednak nie
czuliśmy się zmordowani. Zawsze mieliśmy kreatywne pomysły i
spędzaliśmy dużo czasu bawiąc się na dworze. Pomagaliśmy też
ojcu w jego warsztacie. Ja byłem rozrabiaką. Zawsze szukałem guza
i zawsze znajdywały mnie problemy. Byłem mistrzem we wpadaniu w
kłopoty.
Kiedy
zacząłem dorastać wiele się zmieniło. Moi bracia poszli na
wojnę. Nie wiedziałem dokładnie o co chodzi. Doszło do śmierci
jakiegoś arystokraty lub władcy. Nasi mówili, że to wina tamtych.
Musieliśmy walczyć, jedyną słusznością wydawało się pomścić
go i zagarnąć ziemię oraz majątki nieprzyjaciela. Tak robiliśmy.
Wszyscy moi bracia wzięli udział w tej wojnie, nie mogliśmy
pozwolić, by pomiatały nami inne kraje. Nie wiedziałem czym jest
patriotyzm, ale my poprostu tak zostaliśmy wychowani. Wiedzieliśmy,
że obcym nie wolno ufać, każde dziecko to wie. Nie mogliśmy
pozwolić, by obcy weszli z butami w nasz kraj i zajęli nasze
ziemie, mordowali naszych ludzi. Nie mogliśmy dopuścić, by zabili
więcej arystokratów. Nie chciałem jednak, by moi bracia wyruszali
na wojnę. Byli jeszcze młodzi, mieli plany i chyba prawdą będzie,
że żaden z nich nie marzył o śmierci na wojnie. Jednak większość
zginęła, przeżył tylko jeden, Aaron. Aaron był jednak w złej
kondycji i nie mógł z nami mieszkać. Był chory, chromy, podobno
miał też jakieś problemy psychiczne. Zostałem tylko ja i siostry.
Nasz kraj został upokorzony. Zmuszono nas do podpisania haniebnych
traktatów, a przynajmniej tak mi mówiono. Gdy byłem dorosły
zacząłem słuchać polityka, który twierdził, że zna rozwiązanie
wszystkich problemów. Pan Hitler był wizjonerem, a przynajmniej tak
go wtedy widzieliśmy. Po prostu chciałem z nim pracować.
Towarzyszyłem mu wszędzie, a gdy tylko doszedł do władzy
wstąpiłem do SS, to był piękny dzień. Robiliśmy wszystko co
kazał, chociaż jego rozkazy nie zawsze były moralnie dobre, ale
wtedy nad tym nie myśleliśmy. Sądziliśmy, że pozbywamy się
chwastów. Komuniści, demokraci i reszta świata. Wszyscy byli
wrogami.
Pierwszy
szok przeżyłem, gdy dowiedziałem się, że zawarliśmy sojusz z
Sowietami. Z komunistami? Przecież jeszcze niedawno mieliśmy rozkaz
pozbycia się ich wszystkich z naszego kraju. Byłem przekonany, że
wódz przedstawiał ich dotychczas jako zagrożenie numer jeden dla
Niemiec. Sądziłem, że pewnie ja się mylę, wódz nie może się
mylić. Rodzice często wysyłali mi listy. Wiedziałem, że się
martwią, ale nie mogłem przecież opuścić kraju. Żołnierz nie
jest niczym innym jak bronią, która chroni ojczyznę przed zapędami
gnuśnych polityków. Jednak wtedy się zastanawiałem. Skoro oni też
mają żołnierzy, to czy oni też działają tylko, by chronić
ojczyznę przed gnuśnymi politykami? Czy to oznacza, że nasi
politycy mogą nie być tak dobrzy jak sądzę? Nie podobało mi się
w zasadzie atakowanie innych krajów. Myślałem, że naszym celem
nie jest wojna ze światem, a odbudowa Niemiec! Wielkie Niemcy, które
nie muszą się nikogo bać, które mają siłę, pieniądzę,
władzę. Rozumiałem pobudki, jakie kierowały rządem, ale czy
naprawdę musieliśmy prowadzić wojnę z całym światem? Czy Gdańsk
jest warty życia żołnierzy? Najwyraźniej tak. Wydaję mi się, że
dowództwo nie chciało mnie na froncie, chociaż nie wiem czy to z
powodu moich skrywanych problemów etycznych związanych z wojną,
obniżenia wydajności, czy może innych nie jasnych mi powodów.
Miałem
pomagać w obozie. Naszym zadaniem było nadzorować i pilnować
pracy więźniów. Głównie byli tam Żydzi. Żydzi byli podobno
odpowiedzialni za sytuację w Niemczech po Wielkiej Wojnie, ale nie
wyglądali na groźnych. Ciągle byli jednak dręczeni. Moi koledzy
nie znali litości. Przyznam, że mi też zdarzyło się postępować
źle wobec więźniów. Działo się tak, ponieważ nie chciałem być
różny od reszty, a także czasem potrzebowałem wyładowania. Gdy
narastała czasem złość i frustracja bardzo prosto było
szturchnąć, albo uderzyć jednego z osadzonych. Zasługiwali na ten
los. Nie miałem problemu patrzeć jak posyłają ich na pewną
śmierć. Przy dorosłych nie drżała mi nawet powieka. Gdy chodziło
o dzieci... odwracałem się. Słyszałem wszystko, ale wolałem nie
patrzeć. Nie miałem jednak woli, by przeciwstawiać się władzy.
Gdy dowiedziałem się, że większość z tych Żydów to nie są
żadni kryminaliści, ani spiskowcy byłem lekko skonfudowany. W
takim razie czemu ich tu trzymać? Nie mogą być, aż tak dużym
zagrożeniem. Nie widziałem sensu walczyć z wiatrakami. Mój
sprzeciw nie pomógłby nikomu. Jedyne co by się stało, to sam
wpadłbym w kłopoty, a miałem ich dużo już w młodości.
Ostatecznie przecież praca to praca. Nie widziałem różnicy między
myśliwym strzelającym do zwierzyny, a nami. W zasadzie wmawiałem
sobie, że nie widzę różnicy. Czułem ją. Nocami nawiedzały mnie
koszmary nie pozwalające spać.
W
końcu wojna się skończyła, jednak naszą przegraną. Uciekłem,
nie mogłem zostać w kraju. Wraz z innymi ocalałymi trafiliśmy do
Argentyny w Ameryce Południowej. Zmieniliśmy wygląd i tożsamość,
ja jednak nie mogłem żyć spokojnie, jakby nic się nie stało.
Mieszkałem na uboczu. Za każdym razem jak widziałem wojsko lub
policję bałem się, że przychodzą po mnie. Każdego dnia
nasłuchiwałem uważnie, lecz najgorsze było co widziałem. Męczyły
mnie złe wizje i złudzenia. Czasem zdawało mi się, że widzę
ludzi z obozu. Słyszałem płacz dzieci, ich krzyki. Nie dawało mi
to spokoju spać. Każdego ranka budziłem się spocony i wyczerpany.
Bałem się. Pomyślałem, że zacznę się przemieszczać. Jechałem
z miasta do miasta, zwiedziłem wiele miejscowości w Ameryce
Południowej, lecz nigdzie nie czułem się dobrze. Zawsze czułem
się zaszczuty. Byłem pewien, że to co zrobiłem było amoralne, a
mając dostęp do prasy i radia byłem wręcz tego pewien. Nie
pamiętałem już radości, gdyż dnie dłużyły mi się i były w
zasadzie niekończącym się koszmarem na jawie. Z powodu
przemęczenia widziałem wiele nierealnych rzeczy, które budziły we
mnie strach i zgrozę. Martwe ciała, krew... czułem jakby ktoś
dusił mnie lub męczył, jakbym sam trafił do jednego z tych
okropnych obozów. Wszystko zaś co czułem i widziałem było tak
rzeczywiste, że nie odróżniłbym tego od codziennego dnia.
Przestałem nawet widzieć prawdziwe twarze ludzi. Wszyscy oni mieli
twarze więźniów z obozu. Widziałem w ich oczach gniew, nienawiść.
Każdy jeden z nich tak wyglądał, pomimo iż wiedziałem, że to
niemożliwe. Czemu dostrzegałem jedynie obrazy trupów w żywych
ludziach? Byłem nawiedzany. Czułem się tak bezradnie. Nie miałem
już dokąd uciec, ale wreszcie wymyśliłem plan. Nie chcąc
siedzieć w martwym punkcie wiem, jak uniknąć tego na zawsze.
Mój
plan okazał się banalnie prosty, a jednak pierwszy raz do głowy
przyszło mi to rozwiązanie. Moje wyznanie zapisuję na tej kartce,
jeśli ktokolwiek będzie chciał ją odczytać i o ile w ogóle
będzie w stanie. Jestem gotowy się pożegnać. Przykro mi z całego
serca i wiem, że to jedyne sprawiedliwe rozwiązanie. Może Święty
Piotr będzie dla mnie łaskawy, jako iż mój żal za grzechy jest
szczery. Sznur już zawieszony. Przepraszam.