Stary dziad i mieszkał z żoną,
Co ją kochał całym sobą,
Miał ten jeden problem we wsi,
Że tam nikt się z nim nie pieści.
Raz ukradli mu sandały,
Bo samotnie sobie stały.
Popychali go na progu,
Bo nie padał do nóg bogu.
Kiedy zmarł i go chowali,
Dwaj grajkowie przygrywali.
Wdowa z boku, z papierosem,
Stała w czerni pod ukosem.
Ceremonia zakończona.
Ona tylko kota miała.
Zabił kota jakiś dzieciak,
więc bezkotna teraz Miecia.
Czasem przyjdzie zapomoga.
Nie pracuje lewa noga,
Poszłaby z tym do lekarza,
Lecz to problem inny stwarza...
Nikt jej nigdzie nie podwiezie,
Tylko miły sąsiad w fezie,
Czasem wpadnie się przywitać
I zapyta "Co tam słychać?"
Zrobi dla niej też zakupy,
Czasem wyczyści jej buty
I jak może, tak pomaga,
Choć go często męczy zgaga.
Kiedy zmarła starsza pani,
Przyszli ci, pięknie ubrani,
Którzy mieli ją za próchno,
Wtedy nikt na nią nie chuchnął.
Teraz kiedy była sztywna,
Zadziała się rzecz przedziwna!
Każdy ją wnet kochał "szczerze",
Lecz ja raczej w to nie wierzę.
Facet w fezie wywalony,
No bo nie miał polskiej żony.
Imigrantów nikt tu nie chce,
Gdyby chociaż przybył w kiecce...
Polityk podpisał wyrok,
Zanim zmoczył swoje wyro.
Wydalili "brudnych" z kraju,
Ale kat dostał udaru.
Gdy chowali polityka,
Dziecko nie miało nocnika,
Lecz polityk jest ważniejszy.
Dzieciak żyje, więc nie pierwszy.
Trumnę chętnie mu złocili,
Chwilą ciszy go uczcili,
Dzieciak zaś nie wykitował,
Może będzie z niego kowal?
Trupek pada dla pieniędzy,
Każdy inny żyje w nędzy.
Po co szczęście mieć za życia?
Nie dość ci próżnego tycia?
Dzieciak pogrzebał marzenia,
Lecz dostąpić mógł zbawienia.
Co nam z tego, że z tych kości,
Nie wykrzeszesz już radości?
Kto nie żyje, ten nie żyje,
A kto żyje, chce żyć jeszcze...
Poza mną i nielicznymi,
Którzy sobą się zniszczyli.